Forum Książkowe forum Strona Główna
Czas umierania..

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Książkowe forum Strona Główna -> Fan arts, Fan fiction i Fan clips
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sara
CZŁOWIEK
CZŁOWIEK



Dołączył: 03 Cze 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łowicz

PostWysłany: Czw 9:45, 03 Cze 2010    Temat postu: Czas umierania..

PROLOG..

Cichy wiatr omiatał mury kamienic, w których żyli ludzie tak bardzo samotni, że już nawet sami nie potrafili ująć uczuć swych w słowa. By zapomnieć o tym jak im jest w życiu spędzali czas przed szaroniebieskimi ekranami telewizorów lub szukali czegoś w sieci.
....
Była ona, tak samotna jak ptak na pustyni, pozbawiona kontaktu z przyjaciółmi, którzy dawno już założyli rodziny. Wiadomo, rodzina wymaga uwagi i pełnego zaangażowania. Ona...Jordan, wiedziała, że oni mają swoje życie i nie przeszkadzała im, bojąc się poznać innych ludzi, którym mogła by poświęcić swój czas, była bardzo samotna... Cóż. R.R. napisał "samotność to taka straszna trwoga". Dla Jordan to nie była już trwoga lecz przerażenie, stopniowo przeistaczające się w fobie. Od niedawna miała Internet , z którego korzystając zaczęła grać w różne gry typu monorpg, a z czasem gdy otwarła się nieco i poznała ludzi, z którymi dotąd prowadziła sesje klimatyczne postanowiła zmienić życie..Przebrnęła z czasem kilka portali randkowych, ale ludzie, których tam poznała okazali się szukać okazji. Nie znalazła nikogo, aż do momentu gdy spotkała mężczyznę z przeszłości..Tak rozpoczyna się ta historia..

1

Siedząc i rozmyślając nad sensem życia z fotografią w dłoni i szklanką wiskhy w drugiej zapytała sama siebie, co zrobić by wyjść z kopuły strachu, niewiedzy? Człowiek sam czasem nie wie czego chce. Błądzi między okruszkami rzucanymi mu przez litościwe istoty. Człowiek...jakże pokraczną musi być istotą skoro z takim uporem wciąż wierzy w kolejne zmartwychwstanie, kolejną pomocną dłoń... Szkoda jednak, że owa pomocna dłoń ukrywa za przegubem ostrze noża, dając sobie możliwość na zadanie ciosu gdy tylko zauważy, że pomoc, którą od niego czerpią stała się niemalże kradzieżą jego ostatnich dóbr..
Fotografia przedstawiała mężczyznę wysokiego z bujną ciemną czupryną w wojskowym uniformie.
Był uśmiechnięty, co sprawiło że stał się przystojny. Krajobraz za jego plecami przedstawiał placówkę
wojskową, w której służył.
Siedząc tak dość długo, bez ruchu, wpatrując się nieprzytomnie w zdjęcie, zadzwonił telefon. Drugi sygnał wyrwał Jordan z odrętwienia.
- Halo? Tu Doktor Thompson- Nie chciała z nią rozmawiać, jak zwykle wtedy, kiedy próbowała umilić jej życie.
- Tak..?
-Dzwonię aby przypomnieć Pani o naszym jutrzejszym spotkaniu – Przypomnieć?! Chciała wykrzyknąć jej to słowo, ale darowała sobie.
-Cóż..w takim razie nie wypada nie przyjść.- Odłożyła słuchawkę.
Doktor Thompson - najlepszy psycholog w mieście. Akurat Jordan przypadł zaszczyt dzielenia z nią czasu. Thompson była jej psychologiem od czasu gdy w jej życiu pojawiły się zmiany np. normalne życie. Jordan zawsze musiała działać, planować, a ostatnio cierpieć i żyć. Nie było jej łatwo, a Doktor Thompson miała jej pomóc. Oczywiście uważała że nie jest jej to potrzebne , „jeśli będę chciała mieć spokój to sama to sobie zapewnie” – nie było to przekonujące, nie przekonało to też jej szefa z policji, Derena. Oczywiście Jordan była wdzięczna swojej psycholog, że stara się coś zrobić, ale w głębi nie chciała tego, chciała, o dziwo, wrócić do przeszłości do niedokończonych spraw. Było ich zbyt wiele by zapomnieć..


***

Dziwny zapach obudził Jordan. Otworzyła oczy, cztery ściany w nich małe okno, gdzieś w kącie wiadro, na podłodze blisko niej plama krwi, jej krwi. Jej ręce były splątane czymś w rodzaju łańcucha, odchodzącego od ściany. Wilgoć , która panowała w pomieszczeniu połączona z wymiocinami i świeżym zapachem krwi, prezentowała się na wyraz okropnie. Promienie wschodzącego słońca wpadały niechętnie do izby. W rogach ścian widniały wyplecione przez pająki pajęczyny. Owady, które krążyły w pomieszczeniu były dość natarczywe. Pięknie- pomyślała. Tylnia część jej ciała była obolała, jak przy zderzeniu z samochodem. Przy każdej próbie wstania nogi odmawiały posłuszeństwa. Czuła się fatalnie, a także miała wrażenie jakby została wykorzystana w celach zaspokojenia męskich potrzeb.
Po jakimś czasie Jordan zauważyła że w celi, tak to określiła, nie była sama. Obok niej po prawej stronie zauważyła postać mężczyzny. Ów człowiek był skulony w swojej przestrzeni. Z tego co zorientowała się zauważyć był z piechoty, jak wskazywał mundur, tej samej jednostki, w której służyła. Nie tym jednak się przejmowała, ktoś krzyczał, jej zmysły wyostrzone w jednej chwili zawiodły, nie potrafiła powstrzymać narastającej paniki. Nagle jęk ucichł i już się nie powtórzył. Zbliżały się kroki osobnika, oprawcy, który teraz miałby zająć się nią. Spojrzała w kierunku leżącego mężczyzny, nie drgnął. Otwierające się drzwi uderzyły z łoskotem, do środka wpadło nieprzyjemnie duszne powietrze, za nim weszła postać wysoka, trzymająca w ręku broń.
Oczy Jordan nagle przybrały ciemnego odcienia, strach zapanował nad jej ciałem, umysłem. Nie potrafiła zapanować nad ruchami swojego ciała. Chciała uciec, nie ważne czy drogą ucieczki miałaby być śmierć. Szarpiąc się z łańcuchem, który unieruchomił jej ręce, postać mężczyzny zbliżała się w jej stronę. Chciała krzyknąć, nie zdążyła, pochłoną ją mrok.

2

Jordan obudziła się o wyznaczonej przez budzik godzinie. Było wcześnie zaledwie szósta rano ale też za późno by ponownie kłaść się spać. Wstała i poszła do kuchni, wyjęła z lodówki mleko, napiła się i usiadła przy stole. Jej wzrok nie obecny, wędrujący po pomieszczeniu, zatrzymał się na stojącej obok mikrofali. Patrzyła się nieprzytomnie na urządzenie, oczekując od niego jakiejś reakcji. Minęło parę minut zanim otrząsnęła się z zamyślenia. Podeszła do okna, był wiosenny poranek, słońce wschodziło nad Morganville. Trzymając szklankę z mlekiem, wróciła myślami do swojego rodzinnego domu.
Obecnie mieszkała w małym domku po swoich dziadkach. Chodź miał więcej niż osiągał jej wiek, trzymał się całkiem nieźle. Okolica była spokojna, a sceneria zachwycała swą naturalnością. Gdy była dzieckiem lubiła tu przyjeżdżać z rodziną i spędzać tu czas, bawić się z rodzeństwem. Jordan miała dwóch braci, Tom’a i Michael’a, oboje byli starsi od niej, lubili się z nią bawić, gdyż zachowywała się nie gorzej niż przeciętny chłopak. Dla nich, Jordan była trzecim bratem. Miała tez siostrę Anne, była ona młodsza od niej i zupełnie inna. Jordan nigdy nie rozumiała jej zachowań, zawsze były dziewczyńskie, kompletnie różne a zarazem nieciekawe. Zawsze tak stwierdzała gdy widziała bawiącą się siostrę. Być może, właśnie przez braci, Jordan postanowiła spróbować swoich sił w marynarce. Kiedy Jordan osiągnęła pełnoletność , odeszła z rodzinnego domu, by całkowicie oddać się służbie. Jej rodzice byli z niej dumni, chodź uważali ze powinna znaleźć inny sposób na życie. Tłumaczyła im , że właśnie to ja interesuję i że nie zmieni zdania. Gdy odchodziła, widziała swoją rodzinę po raz ostatni. W czasie gdy była w jednostce jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie była na pogrzebie, powiedziała rodzeństwu że wysyłają ją z misją i że nie dadzą jej przepustki. Oczywiście skłamała, prawda była inna. Bała się, nie miała odwagi.
Stojąc tak i wpatrując się w wschodzące słońce zastanawiała się jakie życie wiedzie jej rodzeństwo, czy są szczęśliwi, czy mają więcej szczęścia od niej i mają swoje Zycie? Pewnie tak, na pewno tak. Nie chciała o tym myśleć, miała swoje sprawy, którymi musiała się zająć. Jedną z nich była wizyta u Doktor Thompson. Miała jeszcze trochę czasu, więc położyła się na kanapie, wpatrując się w sufit. Nie wiedząc kiedy powieki Jordan opuściły się w geście dezaprobaty. Po chwili pogrążyła się w błogim śnie.


Cholera! – budzik wskazywał dziewiątą. Sesja zaczynała się o ósmej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak ta wizyta wpłynie na jej życie. Ostatnim razem gdy spóźniła się pięć minut, Thompson ostrzegła ją że drugiego spóźnienia nie będzie tolerować. Postawiła jej ultimatum, -spóźnisz się raz jeszcze, a podwoimy godziny spotkań. Cóż, miała nadzieję że Doktor Thompson nie zauważy jej spóźnienia. Sama w to nie wierzyła.
Korki na licach powinny zacząć się w południe, lecz tego dnia wszystko obracało się na niekorzyść Jordan. Dojechanie do placówki zajęło jej piętnaście minut. Chodź była w policji, po drodze złamała dość przepisów by dotrzeć na miejsce z dobrym rezultatem czasowym. Wjechała do podziemnego garażu, wysiadła z samochodu i puściła się biegiem do wind. Gdy chciała przywołać je naciskając przycisk, zauważyła że winda musi zjechać z dwudziestego drugiego piętra, czyli zajmie jej to jakieś siedem minut, czyli drugie tyle wyniesie praca na górę. Nie zwlekając, ruszyła do drzwi obok z napisem „schody”. Nie wiedziała ile zajął jej bieg na górę ale wiedziała że jest to szybsza droga. Będąc już na piętrze, zauważyła że drzwi do gabinetu Thompson są otwarte. Nie wiedzieć czemu uśmiechnęła się. Weszła do środka. Psycholog siedziała w swoim fotelu przy biurku odwrócona plecami do wejścia. Gabinet był niewielki, mieściło się tam biurko, blisko okien, był tam też stolik umieszczony na środku. Po prawej od wejścia znajdowały się półki z książkami od psychologii. Na lewo była ściana zapełniona dyplomami i uznaniami za całokształt pracy Pani Doktor.
Wchodząc Jordan zapukała do drzwi, aby poinformować tym samym o swoim przybyciu. Thompson nie drgnęła, po chwili odwróciła się i spojrzała na Jordan.
- Przepraszam za spóźnienie, budzik nawalił i jeszcze korki na ulicach..- przerwała jej psycholog.
- Spóźnienie?
- yy..
- Godzinę nieobecności nazywasz tylko spóźnieniem?
- Ja..Naprawdę..to nie moja wina.
- Jordan O’Conell, nie chętnie to przyznaję ale..muszę podwoić ilość naszych spotkań.
No to ładnie – pomyślała Jordan, chciała się już wycofać i wyjść jak najszybciej. Głoś za jej plecami ja zatrzymał.
- Tchórzysz..?- zapytała. Jordan odwróciła się i powiedziała.
- Nie, tylko chciałam zamknąć drzwi. – zmusiła się na lekki uśmiech.
- Więc co masz mi do powiedzenia?
- Wszystko już powiedziałam, budzik, korek..a i jeszcze windy. Nie moja wina.
-Myślisz, że nie widzę Twojej niechęci, Twojego lekceważenia mnie jak i siebie?
- Jestem tylko człowiekiem, mam odwagę marzyć i cholerny upór by pragnienia prawdą się stały, nie wiem czemu się mnie uczepiłaś?!- nie wiedziała że podniosła głos.
-Ok..kończymy nasze spotkania, nie będziesz musiała przychodzić i rozmawiać ze mną. Ale wątpię czy Twój szef przyjmie Twoja reakcje tak jak ja. Droga wolna Jordan.
Patrzyły na siebie w milczeniu, Thompson dała jej wyraźnie do zrozumienia że może opuścić to pomieszczenie narażając się tym samym na nie zadowolenie swojego szefa. To on ją w końcu tu skierował, uważał że potrzebuje pomocy. Nie mogła go zawieść bo wiedziała że może stracić jego zaufanie i cierpliwość. Usiadła więc przy biurku, obserwując Thompson. Powiedziała.
- Nie zrobię Ci tej satysfakcji i nie odejdę, możesz sobie podwajać godziny, mam to gdzieś. Zostały mi jeszcze cztery miesiące leczenia, zostanę i przetrwam to co robisz.
Wstała i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Zostawiła za sobą bardzo zdziwioną Doktor Thompson.

3

Otworzyły się drzwi, do środka weszło dwóch mężczyzn prowadząc Jordan, zostawili ją w rogu ściany i wyszli. O’Conell osunęła się na ziemię, była cała posiniaczona. Krew spływała jej z twarzy, ramion. Próbowała podnieść opuchnięte powieki by zobaczyć cokolwiek, nic to nie dało bowiem nie zobaczyła za wiele. Włosy przylepiały się jej do twarzy, było to niekomfortowe, w dodatku panował skwar w pomieszczeniu. Nie widziała za dobrze, ale czuła że ktoś ją obserwuję, była w końcu w marines to zobowiązywało.
- Nikogo nie oszczędzają- Powiedział głos po jej lewej stronie. Nie myliła się jednak i wiedziała doskonale kim jest ta postać. Był to ten sam mężczyzna, którego widziała opuszczając pomieszczenie.
- Zauważyłam- odparła, starając się by te słowa nie oddawały jej słabości.
- Jeśli pozwolisz..opatrzę Ci rany- zaproponował. Nie sprzeciwiała się.- Wiem jak się teraz czujesz.
- Czyżby?
- Owszem, widzisz jak się orientuje służymy w tej samej jednostce, tyle tylko że Ty trafiłaś tutaj później niż ja, co oznacza że miałem przyjemność być w Twojej sytuacji.
- Jak długo już tu jesteś?- odparła, starając się opanować drżenie rąk.
- Nie wiem, ale dość by przeżyć to i owo.- Odsunął się trochę od niej, tym samym pokazując jej ślad na ramieniu. Otworzyła szerzej jedno oko, gdyż drugie nie chciało współpracować, zobaczyła bliznę której kształt przypominał wijącego się smoka, prawdopodobnie był on powtarzany wielokrotnie, gdyż grubość rany była znacząca. Wyciągnęła rękę w jego stronę i pociągnęła palcami wzdłuż rany.
- Bolało? – nie wiedziała czemu o to zapytała. Jasne że bolało.
- Nie- odparł, uśmiechając się. Zrobiła to samo, lecz nie przypominało to uśmiechu tylko grymas.
- Wyjdziemy z tego, przyjadą po nas, przeżyjemy.– próbowała pocieszyć samą siebie, chodź nie wierzyła w te słowa.
- Na pewno.- Opowiedział niepewnie.
- Jak się tu znalazłeś?- zapytała zmieniając temat.
- Mój oddział został wysłany na zwiad, miała to być standardowa procedura. Jechaliśmy samochodem, po chwili wszystko zmieniło się w koszmar. Prawdopodobnie wjechaliśmy na miny przeciwpiechotne. Gdy się obudziłem znalazłem się tutaj, było ze mną jeszcze dwóch marines.
- Nie żyją?- znała odpowiedz, chciała mieć tylko pewność.
- Nie widziałem ich ale mogę się tylko domyślać że tak.
- Ilu Was było?
- Zwiad liczył osiem osób, wątpię żeby ktoś ocalał, a jeśli nawet to jest w takiej samej sytuacji jak my.
- Dowódca?
- Zginął na miejscu.. a Ty?
- Zostaliśmy wysłani po odbiór materiałów dla medyków. Mówili że już dojeżdżamy, potem zaczął się ostrzał. Musiałam stracić przytomność od odłamków bo pamiętam tylko to.
- Niezłe gówno. – Odparł, kończąc owijać rękę Jordan materiałem.

***

Nie chciała prowadzić, była zbyt zdenerwowana. Postanowiła się przejść. Przed budynkiem znajdował się piękny park, skierowała się w jego stronę. Idąc patrzyła na pracującą fontannę. Niewielka ilość ludzi wokół uspokoiła nieco Jordan. Podeszła bliżej do wody, nachyliła się i zobaczyła swoje odbicie. Miała średniej długości brązowe włosy, na jej twarzy nie widniała jeszcze żadna zmarszczka, miała w końcu 23 lata. Jej szare oczy odbijały się od falującej wody. Nie zważała na swój wygląd, akceptowała siebie taką jaka jest. Uśmiechnęła się na sama myśl o zmianach - nigdy, stwierdziła znacząco.
Odeszła od fontanny kierując się w stronę parkingu po samochód. Idąc mijała rowerzystów, skatów i innych ruchomych cywilów. Miała teraz ochotę wrócić do domu i włączyć sieć bądź telewizor, nie ważne byle by być u siebie. Nagle usłyszała za sobą szczekanie psa, musiał być dość agresywny bo jego szczekanie nie przypominało dźwięków jamnika. Stanęła i odwróciła się powoli, ten pies był jej celem, zagrożeniem. Nie okazywała żadnych odruchów niechęci bądź przerażenia, stała i obserwowała. Pies ten był rasy rottweiler, czyli rzecz ujmując cholernie groźny. Ludzie obserwowali scenę, ktoś wezwał pomoc, ktoś inny krzyczał że zaraz ją zagryzie. Zero reakcji. Uczono Jordan panowania nad strachem, uczona że spokój jest najważniejszy w takich sytuacjach, no cóż się okaże. Pies powoli zbliżał się w jej kierunku, nie wydawał już tak donośnych dźwięków, jedynie pomrukiwał. Patrzyli sobie prosto w oczy jak zawodnicy którzy mieli za chwile stoczyć walkę. To tylko pies, cholerny pies, zaraz sobie pójdzie- pocieszała się w myślach. Rywal był coraz bliżej, gdy ktoś zawołał „mike”. Na to słowo pies z groźnego zapaśnika zamienił się w posłusznego domatora. Mężczyzna, który wyszedł za pleców Jordan był właścicielem „mike’a”.
- Przepraszam Panią, urwał mi się ze smyczy, nic Pani nie jest?
Spojrzała na niego kamienną twarzą. Odpowiedziała.
- Żyje więc w jak najlepszym.
- Nigdy tego nie robił, zawsze był spokojny, nikogo nie skrzywdził..- tłumaczył się nieznajomy.
- Gdyby na moim miejscu znalazła się osoba niedoświadczona mówiłby pan co innego.- Odparła i odeszła. Odchodząc nie usłyszała nic od mężczyzny, zostawiła go ze swoim chodzącym nieszczęściem.
Była już w domu, zdjęła ciuchy i poszła pod prysznic. Musiała zmyć z siebie dzisiejszy dzień. Wyszła z łazienki i skierowała się do pokoju po czyste ciuchy. Założyła ulubione jeansy i top bez rękawków. Przeszła do kuchni i zaparzyła sobie kawy. Zadzwonił telefon.
- Jordan O’Conell.
- Witaj Jordan, tu Deren .
- Jak miło Cie słyszeć, coś się stało?
- Chciałbym żebyś jutro wstąpiła do biura, podpisała papiery w sprawie Twojego leczenia, standardowa procedura, wiesz – Znała go jako kogos opanowanego lecz tym razem wychwyciła zdenerwowanie i wahanie.
- W porządku.- Szef chciał już odłożyć słuchawkę kiedy Jordan spytała.
- Deren..?
- Tak?
- Czy na pewno to wszystko?
- Nic nie da się ukryć przed Toba, co?
- Nie, a więc?- Odparła z lekkim uśmiechem.
- Przyjedź jutro to pogadamy, mam jeszcze sporo pracy. Do zobaczenia.- Odłożył słuchawkę.
Jordan była ciekawa o czym jeszcze chciał z nią pogadać, no cóż dowie się jutro. Jutro zacznie się lepszy dzień. Z tą myślą poszła po kawę.

4

Wstała niechętnie, na oczach miała jeszcze sen. Było cos koło ósmej. Dziś miała pójść jedynie do biura, więc nie spieszyła się. Wzięła prysznic i ubrała się w ciuchy bardziej na wyjście do pracy. Przed opuszczeniem domu, zrobiła sobie kawę i włączyła wiadomości. Nic specjalnego, wojna, śmierć, narodziny zwierzaka w zoo, politycy znowu kłócą sie o to kto ma racje w sporze o ławkę publiczną. Bzdury. Wypiła kawę, wzięła kluczyki od auta i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Na policji była już po 20 minutach, zaparkowała w miejscu przeznaczonym dla cywili - Już niedługo - powiedziała na głos.
Weszła głównym wejściem po drodze mijając starego znajomego.
- Hej Jordan, kope lat.- Był to Stan, ten sam niski facet, pracujący tu jako detektyw odkąd pamiętała.
- Witaj Stan, dobrze Cie widzieć, nic się nie zmieniłeś stary.- Podarowała mu ciepły uśmiech.
- ho ho.. co prawda to prawda, zawsze młody- Zażartował- za to Ty zmieniłaś się nie do poznania. Wszystko u Ciebie ok.?
-Pewnie że tak – zapewniła go, tym samym kłamiąc.
- Nie to żebym się martwił..ale..no.. a kiedy do nas wracasz?
- Mam nadzieje ze już nie długo. Wybacz Stan ale mam spotkanie z Derenem i nie chciałabym się spóźnić, rozumiesz..
- No jasne, jasne, zawsze gdy chodzi o Derena. To do zobaczenia Jordan – Dodał odchodząc.
- Trzymaj się staruszku – pożegnała go.
Weszła do budynku, nie zdziwiła się za bardzo gdyż wszystko było tak jak dawniej, mówiąc dawniej miała na myśli 6 miesięcy temu. Skierowała się na prawo do recepcji.
- Witaj Anno, mogłabyś powiadomić Derena, że przyszłam? – Powiedziała do policjantki.
- Jordan..?! – wypowiedziała na głos.
- Tak to ja. – oznajmiła ze skrępowaniem dodając wymuszony uśmiech.
- Boże Jordan jak Ty świetnie wyglądasz, nie spodziewałam się takiej zmiany, co u Ciebie dziewczyno, opowiadaj. – Jej entuzjazm nie specjalnie zadowalał O’Conell, był raczej.. zbyt zachęcający.
- ee.. nie bardzo wiem co Ci powiedzieć. Wszystko dobrze, jak widać. – Próbowała zakończyć te rozmowę.
- No widzę, widzę ze dobrze, a jak leczenie? – Żałowała ze od razu nie powiedziała „ połącz mnie z Derenem, a i przy okazji nie rozmawiam z Toba”. Odchrząknęła po czym powiedziała.
- Dobrze, bardzo dobrze. Czy możesz powiadomić Derena, poczekam na niego w jego biurze.
- Ach, tak, tak. – Odparła z pełna dumą w głosie.
- To do zobaczenia –powiedziała odchodząc.
- Jak będziesz wracać to zajrzyj do mnie, pogadamy..- krzyknęła jeszcze za odchodząca Jordan.
Nie specjalnie chciała z nią rozmawiać wiec postanowiła wyjść tylnim wyjściem nie narażając się na spotkanie z Anna, upierdliwą policjantka.
Weszła do gabinetu szefa, rozejrzała się po wnętrzu i usiadła na krześle przed biurkiem. Czekała zaledwie 5 minut, gdyż po chwili do gabinetu wszedł Deren.
- Witaj Jordan- Na te słowa podniosła się i podała mu rękę w geście powitania.
- Deren.

[color=black]
[/color]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sara
CZŁOWIEK
CZŁOWIEK



Dołączył: 03 Cze 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łowicz

PostWysłany: Czw 9:53, 03 Cze 2010    Temat postu:

Zachęcam do czytania..Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Książkowe forum Strona Główna -> Fan arts, Fan fiction i Fan clips Wszystkie czasy w strefie GMT + 3 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy